20 cze 2015

prolog: w centrum rozpadu

Cóz, Jezu Chryste, jestem znowu sam,
Więc, co robiłeś przez te trzy dni, kiedy byłeś martwy?
Bo ten problem potrwa dłużej niż weekend.

Wiadomość z ostatniej chwili – wszyscy umrzemy.
Najgorszym błędem ludzkości jest przeświadczenie o własnej nieśmiertelności. Żyjemy z dnia na dzień, nie zastanawiając się nad drobnymi rzeczami, tracąc energię na sprawy, które w rzeczywistości są nieistotne. W obliczu tak krótkiego czasu, jaki nam pozostał, nie potrafimy wykorzystać ani jednej minuty. Ciągle biegniemy, trwając w wyścigu, gdzie przeciwnikami są praca, zmęczenie, nadgorliwy szef czy sterta zadań domowych. Ludzie egzystują, nie mając pojęcia, że osoby mijane na ulicy w deszczową pogodę mogą jutro przestać istnieć.

O tym właśnie myślała Julia, przechadzając się wzdłuż szpitalnego korytarza. Białe ściany przyprawiały ją o nieprzyjemne dreszcze, a żarówki uczepionych sufitu świetlówek dawały zdecydowanie zbyt dużo światła. Starając się nie myśleć o wstrętnym zapachu płynu do dezynfekcji podłóg, wsadziła dłoń głębiej w kieszeń koszuli nocnej, drugą zaś pociągnęła za sobą najlepszą przyjaciółkę – kroplówkę. Chcąc nie chcąc, musiała targać ją za sobą wszędzie, bo życiodajny płyn zawarty w silikonowym woreczku podobno po części zastępował jej schorowany organizm. I tak Julia nagle zyskała nowy, mało efektowny element garderoby.

W tym roku to już drugi raz, kiedy trafiła do szpitala. Czuła, że jeśli tak dalej pójdzie, nie dożyje czwartej przejażdżki w karetce. Czwartej, bo trzecią przybędzie na ostry dyżur zapewne już sina. Często zastanawiała się, jak to będzie wyglądać. Czy będzie bardzo cierpieć? Po ilu dniach ją znajdą? Czy spodziewać się obecności matki przy swoim martwym ciele? Prawdopodobnie nie. Jej przecież nigdy nie było. W gruncie rzeczy Julia byłaby bardzo zdziwiona, gdyby rodzicielka pojawiła się na pogrzebie. Potrafiła sobie wyobrazić lamenty matki na temat wysokich cen pochówku i najbrzydszą dębową trumnę, jaką jej zaoferują, a w której Julia spędzi resztę wieczności.

Wieczność to strasznie długo, pomyślała Julia, szurając czarnymi, flanelowymi kapciami. Kilkakrotnie rozważała myśl o zostawieniu listu pożegnalnego, w którym opisałaby szczegóły, na których jej zależało. Na przykład taki, iż wolałaby być skremowana. Miałaby wtedy gwarancję, że robaki nie zaatakują jej rozkładającego się ciała. Pragnęła też oddać pośmiertnie organy – wreszcie mogłaby jakoś przysłużyć się światu. Może nawet uratować czyjeś życie. Dać obcemu człowiekowi nadzieję, której ona od dawna nie miała.

Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się pesymistycznych myśli. Doktor Collins stwierdził niedawno, że to ani trochę nie pomoże Julii wyzdrowieć. Na końcu języka miała ciętą odpowiedź, jednak cudem się powstrzymała. Postanowiła być lepszym człowiekiem przez ostatnie tygodnie życia. Wymagało to co prawda niesamowitego poświęcenia, uważania na to, co się mówi i tortur traktowania ludzi z szacunkiem, jednak czego się nie robi dla kilku osób płaczących nad twoim grobem.


- Ashton, jesteś idiotą.
Luke stał przy łóżku przyjaciela, zaciskając z irytacją wargi. Miał powyżej uszu karkołomnych pomysłów przyjaciela. Ashton był dla niego jak brat, obaj pamiętali czasy wspólnych kąpieli i tetrowych pieluch. Mimo to Luke co kilka dni zadawał sobie pytanie, co właściwie trzyma go przy tym dorosłym dzieciaku.
Ashton uśmiechnął się szeroko.
- Spokojnie kolego, złość piękności szkodzi.
Luke zaciągnął wiszącą przy ścianie zasłonkę, odgradzając ich od pozostałej części izby przyjęć. Policzył w myślach do dziesięciu, starając się stłumić atak histerii, by nie zacząć krzyczeć. Przygryzł wargę, napotykając językiem zimno metalowego kolczyka. Odetchnął ciężko.
- Prosiłem cię, żebyś poczekał na mnie z malowaniem tego cholernego okna. Co ci strzeliło do łba?
Ashton wydął usta, jakby zastanawiając się nad sensem własnego pomysłu i poziomem głupoty.
- No wiesz, chciałem... ci zrobić niespodziankę?
Luke uniósł brwi.
- Więc doszedłeś do wniosku, że będzie dla mnie cudownym prezentem, kiedy zobaczę cię spadającego z pierwszego piętra na trawnik przed blokiem? - Ashton uśmiechnął się jeszcze szerzej. Luke wzniósł oczy ku niebu. - Muszę powiedzieć, że to była największa niespodzianka w twojej karierze robienia niespodzianek.
Obaj równocześnie spojrzeli na ukrytą w gipsie nogę Ashtona. Poruszył palcami u stóp, jakby chciał sprawdzić, czy wciąż je czuje i skrzywił się lekko, gdy przeszyłgo palący ból śródstopia.
- Boli? - zapytał Luke.
Ashton zaśmiał się.
- Jak cholera.
Luke wypuścił głośno powietrze. Zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła, po czym rozsiadł się na nim z ulgą. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo jest zmęczony. Przetarł oczy, czując zapuchnięte powieki po nieprzespanej nocy. Od dwóch lat pracował w klubie nocnym jako barman i był pewny, że już się do tego przyzwyczaił. Jednak tygodnie mijały, a on wciąż miewał pulsujący ból głowy po nocnych zmianach, który nie ustępował dopóki nie przespał przynajmniej sześciu solidnych godzin. Na szczęście Ashtona był piątek, więc Luke'a czekały dwa dni wolnego. Nigdy nie wybaczyłby przyjacielowi, gdyby kazał mu siedzieć w tym cuchnącym chorobą miejscu w środku tygodnia.
Zjawił się w szpitalu prawie z szybkością światła, rozwijając potworne prędkości na czarnym ścigaczu. Dopiero teraz dotarło do niego, jakie miał szczęście nie spotykając po drodze ani jednego patrolu policji. Cóż, Melbourne w godzinach przedpołudniowych było stosunkowo spokojnym miastem, lecz po ostatnich ulewach ulice płatały figle, denerwując kierowców mokrą nawierzchnią. Luke nie pamiętał trasy pokonanej w drodze do połamanego przyjaciela. Po odczytaniu wiadomości z sekretarki natychmiast stanął w progu szpitala, wypytując o niezbyt inteligentnego kolegę ze skłonnością do łamania kończyn.
Ashton trącił Luke'a łokciem, a ten uzmysłowił sobie, że zapadł w przelotną drzemkę. Nim cokolwiek powiedział, uderzył się kilkakrotnie w policzki:
- Czego znów?
Ashton zrobił minę zbitego szczeniaka.
- Chciałem ci tylko doradzić pójście na kawę, albo coś w tym stylu. Marnie wyglądasz.
- Co ty nie powiesz?
Ashton uśmiechnął się konspiracyjnie.
- Niedługo przyjdzie pielęgniarka, ona zajmie się mną lepiej niż ty.
Luke wywrócił oczami, chociaż pomysł z kawą nie był taki zły. Powieki same mu się zamykały, a umysł odmawiał posłuszeństwa. Kofeina na pewno mogłaby tutaj pomóc. Już po chwili stał na równych nogach, mierzwiąc włosy. Zapewnił przyjaciela, że zaraz będzie z powrotem i zasunął zasłonkę. W drzwiach minął bardzo ładną młodą kobietę w białym fartuchu, która posłała mu delikatny uśmiech, odsłaniając białe zęby i trzepocząc rzęsami. Odwrócił się, patrząc za nią przez chwilę. Niosła tackę z lekarstwami i kierowała się w stronę łóżka Ashtona. Luke skrzywił się z zażenowaniem. Przebiegły sukinsyn.


Skręcił w kolejny korytarz, klnąc pod nosem. Że też zachciało mu się tej pieprzonej kawy. Oczywiście, już po pierwszym łyku poczuł się lepiej, ale czy ceną za to musiało być zabłądzenie w tym okropnym miejscu? Zazgrzytał zębami, ściskając w ręku małe cappucino i papierową torebkę, do której kasjerka zapakowała czekoladowego donata dla Ashtona. Luke dotychczas widział ten budynek tylko z zewnątrz, nie zdając sobie sprawy z jego rzeczywistych rozmiarów. Rzadko bywał w jakimkolwiek szpitalu, ostatni raz odwiedzając babcię, kiedy miał mniej niż siedem lat.
Skręcił w kolejny korytarz, który według tabliczki na ścianie prowadził do wind. Luke pamiętał, że gdy wyszedł z izby przyjęć, zszedł po schodach w dół, aż znalazł bufet. Skąd miał jednak wiedzieć, ile czasu schodził, albo ile pięter minął? Przez mgłę pamiętał również instrukcje pielęgniarki, kiedy wszedł do szpitala w poszukiwaniu przyjaciela. Już miał się poddać i wrócić na parter do recepcji, gdy nagle z myśli wyrwał go cichy głos:
- Izba przyjęć jest na drugim piętrze. A ty jesteś na pierwszym, o ile mi wiadomo.
Zatrzymał się i rozejrzał w poszukiwaniu źródła dźwięku. Nie musiał długo szukać, bo osoby takiej jak ta trudno było nie zauważyć.
Siedziała w bocznym korytarzu, ukryta w półcieniu, zapewne dlatego myślał, że jest sam. Pierwsze, co rzuciło się Luke'owi w oczy, to niebieskie włosy, upięte w roztrzepanego koka. Wstała i podeszła do niego, a światło podkreśliło chudość jej twarzy i ciemne powieki. Była blada, średniego wzrostu, niższa o głowę od Luke'a. Otaksowała chłopaka brązowymi oczami, po czym uniosła pytająco brwi. Zdał sobie sprawę, że gapi się na tą nie pasującą do otoczenia postać, więc czym prędzej odchrząknął i powiedział:
- Skąd wiesz, dokąd idę?
Uśmiechnęła się blado, lecz było w tym uśmiechu coś złośliwego:
- Widziałam cię, gdy przyjechałeś i gdy schodziłeś po kawę. Moja sala jest na tym samym piętrze, co izba przyjęć.
Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna ma na sobie szpitalną koszulę nocną w misie. Wisiała na niej niczym plastikowy worek i sięgała do połowy łydki. Luke dostrzegł wzór tatuażu na jednej z nóg, jednak nie próbował się bliżej przyjrzeć.
- Fajne wdzianko. - powiedział, nim zdążył ugryźć się w język. Dziewczyna nie wyglądała jednak na urażoną, uśmiechnęła się krzywo. Postanowił szybko zmienić temat: - Skoro twoja sala jest na drugim piętrze, to co tutaj robisz?
- Nie twój interes. - zmarszczyła czoło. Luke przełkną ślinę. Jeszcze nigdy nie czuł się tak skrępowany. Tym bardziej przy kobiecie. Tymczasem ona zdawała się sprawować nad nim kontrolę. - Jestem Julia – wyciągnęła rękę.
- Luke. - jej palce były zimne, ale miękkie. Na dłoni miała plaster przytrzymujący przewód wenflonu. Uniósł pytająco brwi, a ona podążyła za jego wzrokiem do stojącej obok kroplówki. Zaśmiała się. Luke nagle pomyślał, że głos, który wcześniej go przestraszył, teraz wydawał się jednym z przyjemniejszych dźwięków, jakie słyszał.
- Poznaj moją przyjaciółkę, Kropę. - powiedziała z dumą. - Jak na razie jesteś pierwszą osobą poza nią, z którą rozmawiam.
- Miło mi – stwierdził tylko, nie do końca wiedząc, czy Julia żartuje. - Więc... dlaczego tu jesteś?
Julia przyjrzała mu się podejrzliwie, a jego ogarnęło wrażenie, że ten wzrok byłby w stanie poruszyć skały. Mimo wątłej postury, osłanianej teraz przez o wiele za dużą piżamę, miała w sobie dziwną siłę, której Luke nie potrafił się przeciwstawić.
- Stare bagno, nie ma o czym mówić. Chociaż mam nadzieję, że to już naprawdę ostatni raz. - wyjaśniła, a Luke wyczuł w jej wypowiedzi sarkazm. Nie miał tylko pojęcia, dlaczego. - A ty? Co tu robisz?
Westchnął, nagle przypominając sobie o Ashtonie, który zdążył już pewnie wcisnąć swój numer wszystkim pielęgniarkom. Zerknął na trzymany w ręce lunch i wtem zdał sobie sprawę, że nigdzie mu się nie spieszy.
- Przyjaciel idiota. Czyli właściwie też stare bagno.
Zaśmiała się, lecz po chwili ten sam śmiech przerodził się w paskudny kaszel. Luke otworzył szerzej oczy. Jeszcze nigdy nie słyszał tak okropnego dźwięku. Podszedł bliżej, chcąc jakoś pomóc, ale uniosła dłoń w geście protestu i sama skierowała się w stronę rzędu białych krzeseł przy ścianie. Usiadła, powoli uspokajając wstrząsy płuc. Zajął krzesło obok, nie bardzo wiedząc, co ma robić.
- Przepraszam za to – powiedziała ochryple, unikając jego wzroku. - Jestem trochę zepsuta.
- Jak my wszyscy. - uśmiechnął się smutno, próbując dodać jej otuchy. Gdy tak siedzieli, zauważył kilka cienkich dredów owiniętych wokół reszty włosów.
- Hmm, myślę, że nie masz pojęcia, o czym mówisz.
Uniósł brew. W jednej chwili głos Julii zmienił się z ciepłego w oschły i zimny. Siedziała nieruchomo, patrząc w ścianę. Koszula nocna pod wpływem ataku zsunęła się z jej lewego ramienia, ukazując wystający obojczyk. Zaciskała zęby, co zdradzało napięcie szczęki. Oddychała płytko i szybko. Nagle Luke zdał sobie sprawę, że Julia po prostu cierpi. Poczuł, że powinien się wycofać i wrócić do Ashtona. Oczami wyobraźni ujrzał dzielącą ich linię. Julia wyraźnie dawała mu do zrozumienia, iż nie powinien jej teraz przekraczać. Coś ukuło go w sercu, gdy tak na nią patrzył. Chciał porozmawiać z nią jeszcze chociaż przez chwilę.
Julia jednak jednym zdaniem rozwiała wszystkie jego nadzieje:
- Chyba powinieneś już iść.
Był to głos nie znoszący sprzeciwu. Zacisnął wargi i wstał, kierując się w stronę windy. Kiedy czekał przy rozsuwanych drzwiach na jej przyjazd, okręcił się na pięcie. Julia wciąż siedziała tam, gdzie ją zostawił. Miał wrażenie, że wcale się nie poruszyła. Niebieskie włosy śmiesznie kontrastowały z bielą ścian.
- Hej! - krzyknął, zwracając na siebie jej uwagę. - Do zobaczenia?
Zamiast odpowiedzieć, pomachała mu i zniknęła w korytarzu, z którego przyszła.

Luke bez problemu znalazł Ashtona na pierwszym piętrze. Zastał go leżącego beztrosko na swoim łóżku z rękami skrzyżowanymi pod głową. Miał rozmarzony wyraz twarzy i Luke zaczął się zastanawiać, czy to z powodu leków, czy „profesjonalnej” opieki.
- Nareszcie! - krzyknął na widok Luke'a, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Gdzie się tyle szlajałeś? To dla mnie? Hm, kawa wystygła...
Luke przewrócił oczami.
- Lepiej mów, jak sobie urobiłeś tą cukierkową pielęgniarkę.
Luke z jakiegoś powodu nie chciał opowiadać Ashtonowi o Julii. W tej chwili nie do końca miał pewność, czy cała ta sytuacja nie była przypadkiem wytworem jego zmęczonego umysłu. Niebieskowłosa dziewczyna wydawała mu się teraz mniej realna niż przed kilkoma minutami. Nawet nie wiedział, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy.


Nikt nie wiedział, jak bardzo się mylił.

No naprawdę, nienawidzę tej sentymentalnej gadki na początku prologu, ale musiałam. Bo to takie ambitne i bla bla bla. Błagam, gdzie ambicja w pisaniu FF? Dobra, okey, niech tak zostanie. Żyjcie w przeświadczeniu, że autorka tego opo jest mądra. Next chapter coming soon. Czy coś.

10 komentarzy :

  1. HAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAH
    AMNEZJA
    AMBITNA
    HAHAHHAAHAHHAHAHHAHAHAHAHHA
    DOBRE XDDDD

    Też chce mieć niebieskie włosy. W sumie to kolorowe włosy są jak dla mnie jedynym ciekawym wątkiem w tym ff, bo ja przecież pięciu sosów nie znoszę xD

    Ciekawa jestem, ile osób czegoś nie wie. Luke nie wie, Julia nie wie, nikt nie wie. Po prostu ty nie wiesz, ot co! Gupia Nezja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. error 666: odpowiedź nie może zostać dodana z powodu zbyt dużej ilości wulgaryzmów, za utrudnienia przepraszamy.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. dobra, komentuję.

      po pierwsze: szablon zajebisty. poważnie, niebo w gębie, kurwa mać, czemu ja tak nie umiem. strzeż się, amnezjo, bo zapewne niedługo do ciebie przybędę z kilkoma zamówieniami na moje blogi, jak otworzysz kolejkę.
      po drugie: muszę pogratulować talentu pisarskiego. pięknie piszesz, już od samego początku się wciągnęłam w ten tekst.
      po trzecie: bohaterowie. luke. lukeś. jejku, na sto jeden procent będę czytać.

      fanfiction i szpital to czasami złe połączenie, ale u ciebie wyszło super. przedstawiłaś julię jako niesamowitą osobę, która pomimo pesymistycznych myśli, chce w jakiś sposób żyć. przynajmniej ja tak odebrałam, każdy może mieć inne zdanie.

      czekam na pierwszy rozdział!
      weny.

      Usuń
    2. tyle komplementów, nezja nie wie w co wlepić oczy.
      dziękidziękidzięki ci! tak, już mi to pewien ktoś mówił, że generalnie opowiadania, których fabuła kręci się wokół choroby głównego bohatera nie są najlepsze, a ja zrozumiałam to niedawno (może bardziej dojrzałam po coming backu, hehe), dlatego postaram się napisać to tak, by każdemu pasowało!

      Usuń
  3. Nie będę oryginalna i na wstępie powiem, że szablon jest wow. Nawet masz takie fajne to jak robisz czcionkę pochyłą *,* Ale moving on... kocham Brand New i "Jesus Christ" była ich pierwszą piosenką, jaką słyszałam i mam do niej wielki sentyment. Więc już dobrze na starcie.

    Okej generalnie trafiłam tu przez przypadek i dopiero podczas czytania ogarnęłam, że to celebrytach... to zdecydowanie nie jest moja działka, ale to powyższe mnie zatrzymało na dłużej. I dobrze! Tak mi się podoba styl Twojego pisania! Oby tak dalej c:

    Pozdrawiam,
    Nagmerrie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się cieszę, że mimo opowiadania fanowskiego, moje wypociny przypadły ci do gustu, naprawdę! to niesamowity komplement, jeden z lepszych. dziękuję i zachęcam do dalszej lektury ♥

      Usuń
  4. Super rozdział, a szablon - wow. Serio świetnie się zaczyna to opowiadanie i z chęcią będę je czytać. Wszystko takie dopracowane i wgl... Podziwiam. Mam nadzieję, że następny rozdział za niedługo, bo już nie mogę się doczekać.
    Weny życzę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o wow, dopracowane? haha, dobrze, że nie zdajecie sobie sprawy, jaki czasem mam misz masz w głowie pisząc rozdziały! bardzo dziękuję ♥

      Usuń